Pierwsze dni po Festiwalu są jak pierwsze dni na detoksie. Jakimkolwiek. Trzęsie człowieka, pocą się ręce, ogarnia kosmiczne wnerwienie na cały świat, że coś się skończyło. Trwało i już nie trwa. Zostało tylko samo trwanie i dziura w duszy. Jedenaście dni przeminęło z wiatrem. W nocy, w którą skończył się Włóczykij tą włóczykijową dynamiczną bezsenność można było leczyć oglądaniem gali rozdania Oscarów - jak ktoś lubi takie klimaty. Leo nic nie dostał.
Jedenaście dni eksplozji supernowej w mieście Gryfino - a to i tak za krótko, to i tak za mało, za słabo! Każdy dzień to inna energia, inna reakcja, inne ciśnienie. Inny Opór. Włóczykij to coś na kształt czarnej dziury - obszar czasoprzestrzeni, którego nic i nikt nie może opuścić. Ale nie dlatego, że nie może tylko dlatego, że nie chce. Nie chcesz, by kończyło się coś co nakręca do życia i daje poczucie sensu. Jak po tylu dniach w równoległym świecie wrócić do siedzenia za biurkiem, jak rozmawiać ze zwykłymi ludźmi. Jak to wszystko znieść? Puszczać sobie co godzinę trzydzieści sekund piosenki Tabu "Nie chcę umierać"? Przeglądać zdjęcia z czyichś podróży? Słuchać na popularnym serwisie internetowym wszystkich utworów z koncertów na których się było zajadając się przy tym chlebem ze smalcem i popijając zielonym piwem? Powiesić sobie nad łóżkiem plakat z podobizną Spiritusa Movensa?
W ramach pocieszenia, jeśli już naprawdę nie możecie wytrzymać, dostępne są jeszcze następujące opcje - wyjścia awaryjne: przeglądanie galerii Włóczykijowych zdjęć, czytanie relacji cały czas, na okrągło - szczególnie tej Redaktora Zająca, która zabiera na abstrakcyjnego tripa po terytorium i autochtonach Włóczykija bez dopalaczy i innych takich tam. Kolejną opcją może być weekendowa wycieczka lub dłuższa spontaniczna podróż w nieznane i szykowanie się do dziewiątego Włóczykija - to wcale nie takie proste chwalić się gdzie się było, tak by inni Cię pokochali i skandowali twoje imię (w ogóle je znali) a nie znienawidzili? Przychodzenie do Gryfińskiego Domu Kultury i siedzenie w miejscach kojarzących się nam z festiwalem, bo coś przyjemnego się tam wydarzyło. Znalezienie własnego sposobu, by pogodzić się ze stratą, to też dopuszczalne wyjście. Jak kto lubi, co kto woli.
Zdaj sobie jednak sprawę, że czegokolwiek byś nie robił i nie próbował. Nie ma lekarstwa, nie ma zamiennika. Pozostaje czekanie. Pozostaje pocieszyć się wiosną, później latem i jesienią i zimą (tylko dla entuzjastów). Włóczykij przyjdzie sam. Wypatruj go więc wytrwale na horyzoncie.
» powrót «Kontakt
Spiritus Movens - Przemek Lewandowski - fluxoplazma@gmail.com
Biuro festiwalu - Gryfiński Dom Kultury - sekretariat@gdk.com.pl